Był człowiekiem twardej ręki. Nie szczędził ostrych słów.
Czasem strach było koło niego przebywać. Stara Muriel, niech Naboga świeci nad
jej duszą, srogo zapłaciła za dopytywanie się go o mało istotne dlań sprawy.
Nie tolerował tego. Licz się z dekapitacją, jeśli nastąpisz na odcisk szefowi –
zwykł mawiać. Nie pytaj o absurdy, jakie spotkasz na drodze do zbawienia. Ciesz
się zbawieniem samym w sobie – prawił.
Nasz Ksionz.
Nie ma go od dawna z nami. Nie pytajcie gdzie poszedł, moi
drodzy. Nie szukajcie go na zachód, wschód, ni północ od miasta.
Odkąd jego nie ma, nic nie jest już takie samo. A skoro go
tyle nie ma, zaprawdę powiadam wam: powrotu do tego, co stare już nie będzie.
Powyższe słowa Bonifacego, najwyższego kapłana plemienia Plonkersów, tak piękne i doniosłe, wyrażają ogromną tęsknotę za zmiennokształtnym krzewicielem wiary na obcych planetach. Wypowiedziane zostały podczas wiecu. Miał on miejsce w centrum miasta Plonkersów, tuż przy zastygłej w bezruchu gitarze Ksionza. Skamieniałej i czekającej na dotyk swojego pana - jedynej osoby, mogącej wyzwolić ją z otoczakowej stagnacji.
Bonifacy, tęskniący wyznawca i wierny, a nawet - ba!, o ba! - najwierniejszy apostoł.
Bonifacy - ten, który nie wątpił i nie pytał.
Dopóki nie postradał zmysłów.