KOMIKSOWA SPACE-OPERA MARCINA RUSTECKIEGO I DOMINIKA SZCZEŚNIAKA - UWAGA! DRUGI TOM JUŻ NIEBAWEM!

wtorek, 7 sierpnia 2012

Bonifacy


Był człowiekiem twardej ręki. Nie szczędził ostrych słów. Czasem strach było koło niego przebywać. Stara Muriel, niech Naboga świeci nad jej duszą, srogo zapłaciła za dopytywanie się go o mało istotne dlań sprawy. Nie tolerował tego. Licz się z dekapitacją, jeśli nastąpisz na odcisk szefowi – zwykł mawiać. Nie pytaj o absurdy, jakie spotkasz na drodze do zbawienia. Ciesz się zbawieniem samym w sobie – prawił.
Nasz Ksionz.
Nie ma go od dawna z nami. Nie pytajcie gdzie poszedł, moi drodzy. Nie szukajcie go na zachód, wschód, ni północ od miasta.
Odkąd jego nie ma, nic nie jest już takie samo. A skoro go tyle nie ma, zaprawdę powiadam wam: powrotu do tego, co stare już nie będzie.

Powyższe słowa Bonifacego, najwyższego kapłana plemienia Plonkersów, tak piękne i doniosłe, wyrażają ogromną tęsknotę za zmiennokształtnym krzewicielem wiary na obcych planetach. Wypowiedziane zostały podczas wiecu. Miał on miejsce w centrum miasta Plonkersów, tuż przy zastygłej w bezruchu gitarze Ksionza. Skamieniałej i czekającej na dotyk swojego pana - jedynej osoby, mogącej wyzwolić ją z otoczakowej stagnacji.

Bonifacy, tęskniący wyznawca i wierny, a nawet - ba!, o ba! - najwierniejszy apostoł.
Bonifacy - ten, który nie wątpił i nie pytał.

Dopóki nie postradał zmysłów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz